czwartek, 10 lipca 2014

09. Nie wszystko jest tak proste


Rano Tomas dźwignął się z łóżka i zszedł na dół w celu skonsumowania śniadania. Humor dopisywał mu, gdy witał się z matką. Gdy skończył jeść tosty z serem, rozległ się dzwonek do drzwi. Nim chłopak zdążył się poderwać z krzesła, do drzwi ruszyła jego matka.

- Tomas, kolega do ciebie przyszedł! - krzyknęła po chwili.
Hiszpanowi coś przeskoczyło w żołądku. Szybko zgarnął plecak i podbiegł do drzwi. Tak, jak się spodziewał zobaczył Leona. Matka spojrzała podejrzliwie na syna, a później na jego meksykańskiego znajomego. Po chwili jednak oddaliła się, zostawiając ich samych. Przywitali się bez większych emocji i jak gdyby nigdy nic ruszyli razem z stronę studia. Tomas odezwał się dopiero gdy znaleźli się w bezpiecznej odległości od jego domu. 
- Leon, chyba nie powinieneś przychodzić po mnie do domu. Widziałeś, jak patrzyła moja mama...
- Wiesz, chyba ludzie powinni nas zaakceptować. Nie chcę się kryć z tym, co czuję.
- Ja też nie, ale... - głos mu się załamał.
Leon ścisnął jego dłoń swoją i w takim układzie przekroczyli wspólnie próg studia. Serce Tomasa biło jak oszalałe. Czuł po kościach, co się szykuje. Już po chwili czuł na sobie spojrzenia. W grupce, tuż pod salą śpiewu stały dziewczyny. Francesca rzuciła im krótkie spojrzenie, przyjrzawszy przy tym się ich splecionym dłoniom. Widać było, że z trudem stłumiła śmiech, zakrywając twarz rękawem granatowej bluzki. natomiast gdy spojrzała na nich Violetta, korytarz studia natychmiast wypełnił śmiech. Dziewczyna wyglądała, jakby miała zaraz rozpłakać się ze śmiechu. Leon tylko rzucił im złowrogie spojrzenie (Violetta natychmiast umilkła) i usiadł wraz z Tomasem na ławce w drugiej części korytarza.

Lekcja tańca okazała się prawdziwą męką połączoną z parodią. Nie dość, że Gregorio był zły jak zawsze - dodatkowo Leon nieustannie patrzył na Tomasa, co rozpraszało Hiszpana, który wciąż mylił kroki, to coraz więcej osób jawnie śmiało się z zaistniałej sytuacji.


Po skończonych zajęciach, gdy chłopcy chcieli razem opuścić studio, by uniknąć dalszego ich szykanowania, zatrzymał ich Pablo.

- Kochani, czy możemy chwilę porozmawiać? - ton jego głosu budził dziwne odczucia, co więcej spojrzał znacząco na ich dłonie, które natychmiast rozłączyli. - Przejdźmy może do mojego gabinetu.

W pomieszczeniu, które było "kącikiem dyrektora", Pablo spojrzał na nich z wyrzutem.

- Chłopcy, doszły mnie słuchy, iż... wy razem... No wiecie.
Leon i Tomas spojrzeli po sobie i wciąż milcząc, utkwili spojrzenia w mężczyźnie.
- Posłuchajcie, ja wszystko rozumiem i toleruję, ale... Jakby to powiedzieć. Nasze studio... Uczniowie... Posłuchajcie, powiem to prosto z mostu. Jeżeli chcecie być razem, to nie mogę wam tego zabronić, ale PROSZĘ, was, poza studiem.
Meksykanin i Hiszpan pokiwali tylko głowami. Wiedzieli, iż nie mają wyboru. Opuścili budynek i udali się do parku, gdzie, usiadłszy na ławce długo patrzyli na siebie, nic nie mówiąc.
- Leon, nie możemy...
- Tomas, nawet tak nie mów! Nawet nie zaczynaj - przerwał mu płaczliwym tonem.
- Nikt nas nie zaakceptuje, wszyscy się śmieją, rozumiesz to?
- Przestań, jakoś przez to przebrniemy razem, tak?
- Nie, posłuchaj...
- Chcesz się rozstać?
- Chyba nie mamy wyboru - powiedział powoli Tomas i spuścił wzrok. Jego oczy się zeszkliły.

<><><><><><><><><><><><><><><><>

Ojej. :'(
Co z Leomasem?

1 komentarz:

  1. Rozstać się?! Co? Już wszyscy wiedzą, w końcu się przyzwyczają!
    Leomas tak pięknie brzmi no :c

    http://violetta-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Traktujmy to opowiadanie z przymrużeniem oka. :) Jesteśmy wdzięczne za każdy komentarz. Leomas na zawsze!