piątek, 4 lipca 2014

08. Bo jesteś obok

Tomas jeszcze przez chwilę patrzył na Meksykanina, wciąż nie mogąc uwierzyć w słowa, które wypłynęły właśnie z jego ust. Zamrugał oczami. Leon złapał go za dłonie i spojrzał mu prosto w oczy. Hiszpan po prostu się uśmiechnął.

* * *

Kilka godzin później, gdy Buenos Aires spowił już wieczór, Tomas wiązał właśnie, idealnie pasujący do czarnego smokingu, krwistoczerwony krawat. Ostatni raz przejrzał się w lustrze i usiadł na kanapie. Nie musiał długo czekać. Już po chwili rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Do jego mieszkania wszedł Leon, ubrany równie elegancko. Uśmiechnął się do Tomasa, zaoferował mu swoje ramię, którego chłopak chętnie się uwiesił i ruszyli.
Tomas nie miał pojęcia, dokąd zabrać chce go Leon, gdyż zapowiedział, iż ma być to niespodzianka. Zżerała go ciekawość. Chwilę później przechodzili już przez park. Wyglądał pięknie nocą. Światło pełni Księżyca odbijało się w ich oczach i załamywało w tafli wody, jaka znajdowała się w fontannie. W pewnym momencie Tomas powoli zbliżył dłoń do dłoni swego towarzysza i zacisnął na niej palce. Chłopak spojrzał mu w oczy. Na chwilę się zatrzymali, napawając się urokiem tej jakże nadzwyczajnej chwili, jednak po chwili szli dalej.
Kilkanaście minut później znaleźli się przed budynkiem filharmonii. Leon zaprowadził Hiszpana do środka. Budynek wypełniony był odświętnie ubranymi ludźmi. Na scenie grała orkiestra składająca się z kilkudziesięciu doskonale władających instrumentami muzyków. Chłopcy stanęli w samym końcu sali, opierając się o ścianę.
Tomas, zasłuchany w muzykę powoli opuścił powieki. Jego dłoń wciąż połączona była z dłonią Leona.
- Podoba ci się? - szepnął do niego cichutko Meksykanin.
- Tu jest cudownie... - odparł jeszcze ciszej.

Kilka chwil później w stronę chłopców odwróciła się jakaś elegancko ubrana staruszka o nienaturalnie napiętej cerze i ustach umalowanych bardzo ciemnoczerwoną szminką. Wlepiła wzrok w ich splecione dłonie i zmarszczyła brwi.
- A wy to co?! To nieprzyzwoite! Takich jak wy powinni od razu...
- Ma pani jakiś problem?! - przerwał jej Leon wojowniczym tonem, czerwieniąc się.
- Leon, daj spokój... - szepnął Tomas i powoli uwolnił swoją dłoń z uścisku Meksykanina. - Może lepiej już stąd chodźmy.
- Tak, to dobry pomysł - warknął, wciąż patrząc ze wściekłością na starszą panią.

Gdy opuścili filharmonię, ruszyli spacerowym krokiem przez park, zmierzając w stronę domu Tomasa, który nie spuszczał wzroku ze swojego, w dalszym ciągu zasępionego, towarzysza. Dotknął jego ramienia i powoli zjechał, docierając do ciepłej dłoni. Ujął ją i uśmiechnął się. 
- Uspokój się, Leo - szepnął do niego.
- Głupia baba.
- Totalnie - zgodził się Hiszpan, rozmarzonym tonem.

Chwilę później byli już pod domem Tomasa. Jeszcze przez chwilę stali, napawając się wzajemnie swoim widokiem, patrząc sobie w oczy, uśmiechając się i trzymając się za ręce. W końcu przytulili się na pożegnanie. Leon złożył czuły pocałunek na samym środku policzka swojego chłopaka i odszedł.
Hiszpan wszedłszy do domu, od razu skierował się do swojego pokoju, nie chcąc wpaść przypadkiem na matkę. Gdy wpadł do pomieszczenia, od razu położył się do łóżka. Czuł się naprawdę szczęśliwy. Ogarnęła go błogość i nieskończone poczucie zadowolenia. Leon był dla niego stworzony. Rozumieli się bez słów, a każda spędzona z nim chwila była jak spokojne akordy grane na gitarze, jak dźwięki pianina. Jak muzyka.
Zamknął oczy i rozmarzył się. Nie musiał długo czekać na nadejście snu.

Leon wrócił do domu dopiero za kwadrans. Podobnie jak jego nowy chłopak, wpadł od razu do swojego pokoju. Nie położył się jednak do łóżka, gdyż z jakiegoś powodu nie był śpiący. Stanął przy keyboardzie i zaczął grać jakąś spokojną melodię. Próbował się w ten sposób nieco odprężyć i przegonić ponure myśli. Wciąż nie był bowiem niczego tak do końca pewien. Był z Tomasem dopiero jeden dzień, a już ktoś wyklinał ich związek. Wiedział, że Tomas jest tym, z kim chciałby spędzić resztę życia, jednak zdawał sobie też sprawę, że jak długo będą razem, tak długo będą ludzie, którym nie będzie się to podobało... Westchnął i grał dalej, starając się o niczym już nie myśleć, gdyż jak do tej pory przysparzało mu to jedynie problemów. Obiecał sobie w duchu, że począwszy od tej chwili zacznie podążać za głosem serca.
<><><><><><><><><><><><>
Bababam, jest Leomasek. XD
Ludzie tacy nietolerancyjni, ups.
Co będzie, gdy Leon i Tomas pójdą do studio, trzymając się za ręce?
Next niedługo.

3 komentarze:

  1. Genialne! Od poprzedniego opowiadania codziennie wchodzilam na bloga w oczekiwaniu na nexta <3 Gratuluję wspaniałego opowiadania i zazdroszczę talentu :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój leomas :** awww ;333

    OdpowiedzUsuń
  3. Chcę zobaczyć reakcję Violetty. MUSZĘ!
    Rozdział genialny, ale parę razy zbierało mi się na wymioty. :P
    Mimo tego, przeczytałam cały!

    http://violetta-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Traktujmy to opowiadanie z przymrużeniem oka. :) Jesteśmy wdzięczne za każdy komentarz. Leomas na zawsze!