wtorek, 29 kwietnia 2014

04. Myśli


Leon oderwał nagle wzrok od Tomasa i zaczął wodzić nim po sali. Hiszpan wlepił spojrzenie w swoje stopy i czekał, aż skończy grać. Gdy zszedł ze sceny i usiadł z powrotem na swoim miejscu, już na siebie nie spojrzeli.

Pablo zarządził rozpoczęcie próby do przedstawienia. Polecił Leonowi ustawić się obok Violetty. To właśnie oni zagrać mieli główne role. Tomas poczuł go jak zalewa go irytujące uczucie, znane powszechnie jako zazdrość. Nie czuł jej jednak gdy zerkał na Violę, łaszącą się do Meksykanina, lecz... gdy kierował spojrzenie na niego. Wtedy czuł, że chciałby odsunąć wszystkie kręcące się wokół niego dziewczyny, aby ustąpić miejsca... samemu sobie. Nosił głęboko w sobie pragnienie wzięcia go w ramiona, przytulenia do piersi, ucałowania. Ot tak. Nie rozumiał uczucia, które w nim narastało. A gdyby kiedykolwiek wyszło na jaw... Wtedy rozpętałoby się piekło. Nie. Nikt nie mógł się dowiedzieć.

Tomas zajął miejsce na widowni i zerknął w stronę sceny. Violetta wraz z Leonem wykonywali właśnie swój duet. Głos Leona rozchodził się po sali, docierając do uszu Hiszpana, który miał utkwiony w nim wzrok. Meksykanin również nie mógł oprzeć się pokusie, aby na chwilę oderwać wzrok od dziewczyny, dla której miała być śpiewana przez niego piosenka i chociaż przez moment móc popatrzeć na rozpływającego się Tomasa. Na jego minę, gdy słyszał ten śpiew. Tak bardzo irytowały ich obu części, gdy Leon i Violetta śpiewać mieli jednocześnie. Argentynka robiła wszystko, co było w jej mocy, aby go zagłuszyć. W pewnym momencie piosenka została urwana, gdyż dostała ona niekontrolowanego napadu kaszlu. Francesca zabrała ją do łazienki.
- Musimy kontynuować próbę, tak czy tak - powiedział Pablo. - Tomas na scenę. Zaśpiewasz zamiast Violetty.
Chłopak doznał małej eksplozji we własnym brzuchu. Po jego wnętrzu rozpłynęła się fala dziwnego uczucia. Była to ekscytacja połączona z zaskoczeniem i nutką stresu. Po czole spłynęła mu kropelka potu.
- J-ja? - wyjąkał. - A nie może zrobić tego... -  tym momencie rozejrzał się po sali, jednak zorientował się, że znajduje się tam prócz nich tylko Gregorio, z dość kwaśną, swoją drogą, miną.
- Tomas, na scenę, nie traćmy więcej czasu - poprosił Pablo.
Hiszpan niechętnie uniósł się i stanął na przeciw Leona. Serce niczym oszalałe kołatało mu w piersi. Patrzył mu prosto w oczy, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się dookoła. Rozległy się dźwięki muzyki. Meksykanin zaczął śpiewać. Jego czysty głos zakradał się do najgłębszych zakątków podświadomości Tomasa, budząc w nim sprzeczne uczucia i emocje.

Leon również zatracił się w magii tej chwili. Nie wiedział, co się z nim dzieje, ale pragnął, aby to się nie skończyło. Na znak od Pablo i Tomas zaczął śpiewać. Głosy chłopaków doskonale się uzupełniały. Brzmiały razem jak dziwna, a zarazem piękna symfonia. Było w tym coś... magicznego, wprost niepowtarzalnego. Melodia przyjemnie pieściła ich uszy, a słowa były jej dopełnieniem.
Po chwili nauczyciele zaczęli klaskać i szybciej niż można się było spodziewać oznajmiono koniec zajęć. Meksykanin zbiegł ze sceny. Tomas patrzył za nim jeszcze przez chwilę po czym westchnął i zabrawszy gitarę, opuścił budynek studia.

Leon był właśnie w drodze do domu. Wyciągnął z kieszenie odtwarzacz MP3 wraz z słuchawkami, które włożył sobie do uszu i zaczął przeglądać urządzenie w poszukiwaniu piosenki, która zagłuszyłaby jego myśli. Nie mógł jednak się zdecydować, dlatego zamknął oczy i wybrał palcem pierwszą, lepszą. Utwór, który włączył okazał się melancholijnym smutasem, jednak słuchając go chłopak uświadomił sobie, że to właśnie takie dźwięki najlepiej oddają jego obecny nastrój. Sam nie chciał w to wierzyć, ale tym, co próbował zagłuszyć muzyką był Tomas. Myśli o Tomasie. Wspomnienia związane z Tomasem. Tomas. Tomas. Tomas.
"Dość!" - powiedział sobie w myślach Leon i brutalnie wyrwał sobie słuchawki z uszu. Pomyślał, że próbuje wmówić sobie coś czego nie ma. To nie możliwe, żeby poczuł do niego coś, co nie było czystą nienawiścią, niechęcią, obrzydzeniem. W tej chwili nienawidził go z całego serca.

Natomiast on... Na niczym nie mógł się skupić. Chociaż skierował się do domu, zabłądził trzy razy. Gdy wreszcie udało mu się wybrać właściwą ścieżkę, ciągnęła się ona w nieskończoność. Wykończony beznadziejnym łażeniem i przytłaczającymi jego psychikę myślami powoli powłóczył nogami, ledwie się na nich słaniając. Leon. To on wciąż zakradał się do jego głowy.
Jeszcze nie tak dawno zrobiłby wszystko, aby wysadzić go w kosmos... Żeby jakkolwiek pozbyć się... konkurenta. Po co? Otóż po to, aby wreszcie móc być z Violettą.
Violetta.
To imię nie miało już dla niego sensu. Wszystko, co kiedykolwiek do niej czuł... a raczej to, co wydawało mu się, że czuł było złudzeniem. Wiedział, że tak naprawdę przeznaczenie przygotowało dla niego kogoś innego. To Leon był miłością jego życia. Pogodził się już z tym i chociaż miał pojęcie, jak bardzo go on sam go nienawidzi, nie mógł zaprzeczać temu, co grało mu w głębi duszy...

<><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Tomasz taki romantiko, a co.
Leonku, nie wolno uciekać przed tym, co czujemy. XD
Ciekawi, jak dalej potoczą się sprawy między naszymi romantykami?
Kolejny rozdział już wkrótce. (Może będzie bardziej sensowny).

niedziela, 20 kwietnia 2014

03. Melodia


León wrócił do domu. Mimo planów, nie poszedł na żadną dyskotekę. Wspiął się po schodach na górę, do swojego pokoju i klapnął na łóżko. Zamknął oczy i oddał się myślom. Były nieco ponure. Przed oczami miał siebie i Tomasa. Czy naprawdę musiał się zakochać w nim? Czemu nie mogła być to jakaś dziewczyna?
Kiedy tak rozmyślał do jego uszu dotarł krzyk wołającej go z dołu matki. Posłusznie zszedł na dół, gdzie matka trzymała słuchawkę telefonu, informując chłopaka, że dzwoni do niego kolega.
- Przedstawił się jako Tomas.
W Leonie wszystko zawrzało, a wnętrzności podskoczyły mu do gardła. Drżącą ręką chwycił słuchawkę od mamy i natychmiast ją odłożył. Kobieta zdezorientowana spojrzała na syna, a on w ekspresowym tempie ulotnił się do pokoju. Stanął przy keyboardzie, zamknął oczy i zaczął grać. Tajemnicze dźwięki przypominały mu o niebieskookim. Każda nuta przywoływała na myśl jego twarz...

Tymczasem Tomas spacerował po parku. Światło Księżyca oświetlało go nieznacznie. Przysiadł na jednej z ławek i zaczął uderzać w struny. Palce grały same. Nie znał nut, a jednak ta melodia w jakiś sposób była mu bliska. Łączyła jego zmysły i odrywała je od ponurych myśli. W tej chwili liczyły się tylko te idealne dźwięki...

Następnego ranka Leon, postanowiwszy zapomnieć o wszystkim, co w jakikolwiek sposób go niepokoiło, przyszedł do studia w nie najgorszym wcale humorze. Tomas rozmawiający z Violettą nie zrobił na nim szczególnego wrażenia. Dziewczyna żałośnie wyglądała łasząc się do chłopaka. Leon uśmiechnął się pod nosem, widząc, że Hiszpan nie przejawia szczególnego zainteresowania tym, co mówi do niego Violetta. Cóż, jej wywody nie należały go najciekawszych.
Chłopak wszedł do sali, gdzie siedziało już kilkunastu uczniów. Zajął miejsce obok Andresa i czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Po pięciu minutach na scenę wkroczył Beto, potykając się o kabel do mikrofonu. Zaraz dogonił do Gregorio, który wyszarpał mu go z dłoni. Beto przewrócił się, jednak szybko się podniósł. Gregorio dostał niekontrolowanego napadu śmiechu. Na scenę wpadła Angie. Okiełznała chaos (choć nauczyciel tańca niechętnie oddał jej mikrofon) i zaczęła mówić:
- Chciałabym powitać w studio naszego nowego ucznia. To jest Federico, przybył z Włoch. Mam nadzieję, że ciepło go przyjmiecie.
Po jej słowach na scenie zjawił się wysoki, uśmiechnięty brunet. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest Włochem. Leon spojrzał na niego krytycznie. Rozejrzał się po sali. Dopiero wtedy zauważył, że obok niego siedzi Tomas. Spojrzał na niego niepewnie. Hiszpan odwzajemnił spojrzenie. Leon miał ochotę warknąć "Co się tak gapisz?", jednak słowa zamarły mu w ustach. W milczeniu patrzył Tomasowi w oczy.

Tomas zatracił się w spojrzeniu ciemnych oczach Meksykanina. Z jakiegoś nieznanego mu powodu nie miał ochoty, jak zwykle, rzucić się na niego i wykrzyczeć mu w twarz, że jest dupkiem. Przeciwnie miał ochotę przytulić go do piersi i... Natychmiast skarcił się za swoje myśli. Otrzeźwiły go jednak dopiero dźwięki piosenki, którą Federico grał na gitarze. Była delikatna i uspakajająca. Włoch miał dość wyraźny akcent, gdy śpiewał po hiszpańsku. Gdy w końcu skończył, na scenę wkroczyli Pablo i Gregorio.
- Proszę o oklaski dla Federico - powiedział Pablo, a sala na krótką chwilę rozbrzmiała brawami. - Czy ktoś chce teraz wystąpić? Tomas?
Hiszpanowi wnętrzności podskoczyły go gardła. Czemu akurat on? Zanim zdążył odpowiedzieć, ubiegł go Gregorio.
- To beztalencie ma wystąpić? Nie pozwolę na to! Leon, na scenę. Bez gadania!
Leon wstał, sięgnął po gitarę i wszedł na scenę. Zaczął uderzać w struny grając melodię. Tę samą, którą grał wczoraj wieczorem. Tomas uświadomił sobie wtedy, że to ta sama melodia, która przyszła mu do głowy znikąd poprzedniego wieczoru, w parku. A więc Meksykanin zapisał jej nuty. Wtem zaczął śpiewać. Miał piękny, czysty głos. Tomas nie dostrzegł tego wcześniej. Zaczął wesoło kołysać się w rytm ballady. Leon patrzył mu prosto w oczy...

<><><><><><><><><><><><>
No ta. Krótko, ale jest.
Musicie wybaczyć dłuższą nieobecność, ale obowiązki gonią.
Leomas się rozwija, hue hue. Patologia na całego. Komentujcie.